Dlaczego INNUENDO?

Gdybym miał zawrzeć istotę w jednym zdaniu, powiedziałbym: jest to rezultat fascynacji. I mogłoby się wydawać, że na tym można zakończyć dyskusję. Jednak byłoby to poważne niedomówienie i krzywdzące uproszczenie.

W wieku 8 lat fascynowały mnie trzy rzeczy: muzyka zespołu AC/DC, polskie kabarety powojenne i lat późniejszych, a także – być może przede wszystkim – muzyka zespołu QUEEN. Co ciekawe, a nawet ironicznie, te pasje trwają do dziś, choć moje horyzonty „lekko” się poszerzyły – przynajmniej tak mi się wydaje.

Od najmłodszych lat zachwycało mnie, jak jedna lub kilka osób jest w stanie w ciągu kilku minut skupić na sobie uwagę, wywołując tak skrajne emocje, najczęściej kojarzone ze zdumieniem, fascynacją, miłością, niedowierzaniem, a także smutkiem czy refleksją, przeplatane uśmiechem czy radością. Tak właśnie na mnie wpływały wymienione trzy obszary.

Podczas edukacji, studiów i zdobywania doświadczenia zawodowego tylko utwierdziłem się w klasycznym rozumieniu sztuki, a właściwie nie tyle rozumieniu, co w trzech rolach, które sztuka powinna pełnić. Pełnić, aby móc się spełniać?

Uczyć – Bawić – Wzruszać.

To triada zawsze skłaniała mnie do refleksji nad tym, jak moja praca, a później efekty mojej kreatywności, powinny być kształtowane. Gdy
w głowie (o czym wspomnę później) miałem już klarownie ułożony plan szkoleniowy i warsztatowy, brakowało mi jednak słowa-klucza, które mogłoby uchwycić
kwintesencję moich zamierzeń – jak i dlaczego pragnę robić to, co robię.

Był to jesienny wieczór roku 2022, siedziałem przy otwartym oknie, paląc jednego papierosa za drugim. Skupiałem się na nadchodzącej burzy,
której rozpoczęcie zapowiadano na najbliższe minuty. Rosnący wiatr i stopniowo narastający rytm kropli deszczu na parapecie nie inspirowały mnie do
kreatywnych myśli, ale to był już ten moment, gdy głowa szukała ukojenia na poduszce. Dzień był wyjątkowo intensywny, a zmęczenie dawało o sobie znać od
dawna. Przed sobą miałem wielką tablicę suchościeralną z zapisaną całą mapą myśli i strukturą procesu uczenia. Programy jedno-, dwu-, trzy- i czterodniowe
były rozpisane tak klarownie, że gdyby ktokolwiek rzucił na nie okiem, sądzę, że bez trudu zacząłby realizować ten pomysł w ciągu kilku dni. Nie odczuwałem
ciężaru upływającego czasu, ale zaczynałem nudzić się „niecelnymi” pomysłami.

Wtedy moje spojrzenie padło na dużą kartkę obok monitora, na której w dość metodyczny sposób były rozpisane cechy, które później określiłem
jako „sześć mocy”. Nie chciałem, aby to, co stworzę, było kpiące lub nazbyt pompatyczne. Miało to być coś, co, jeśli zostanie skojarzone, to w
sposób subtelny, ale jednocześnie prosty i łatwy do zapamiętania, nie zdradzając jednak wszystkiego osobie, która to czyta.

I wtedy w głośnikach zabrzmiał utwór „Innuendo” zespołu Queen. Narastający niepokój, werble, dźwięki klawiszy budujące
napięcie, a następnie delikatnie wpleciona gitara elektryczna Briana Maya. Czułem, że jestem blisko. Utwór wysłuchałem do końca (chociaż znałem go od
dziecka na pamięć) i słuchałem go na pętli jeszcze przez dobrą godzinę, może dłużej.

To było to.

Coś oryginalnego, buntowniczego, całkowicie odmienne, elitarnego i wyjątkowego. Było w tym wszystko, co już wiedziałem. Mieszanka stylów, burza emocji, bezkompromisowość i energia, która, kiedy nastała burza, doskonale oddawała to, co robię i co chcę robić. Tak, pomyślałem, „INNUENDO” – i nic więcej. Ponieważ czułem i wiedziałem, że nic lepszego już się nie wydarzy. To tak, jak widzieć, nie tylko patrzeć, słyszeć, a nie tylko słuchać. Ci, którzy choć raz w życiu doświadczyli tego uczucia, wiedzą, co mam na myśli. A ci, którzy nie, są w jeszcze lepszej sytuacji, bo najlepsze dopiero przed nimi.

Dlatego właśnie „INNUENDO” w wystąpieniach publicznych to esencja idei, jak z wielości osiągnąć jedność i jak z czegoś codziennego i pospolitego stworzyć coś unikatowego i niepowtarzalnego. Uważam, że zjawiskowość jest czymś najpiękniejszym. 

Nauka bycia wyjątkowym w swój własny, niepowtarzalny sposób. Idea „Innuendo” narodziła się właśnie z potrzeby zrozumienia i eksperymentowania, a później z determinacji, by dążyć do ostatecznego ukłonu i powiedzenia sobie: to było doskonałe!

Emocje, które mną targały, były jedną z najbardziej elektryzujących mieszanek, jakie doświadczyłem. Czułem agresywną potrzebę zrozumienia i eksperymentowania. Z uporem maniaka dążyłem do tego, by zrozumieć, aby wiedzieć, i kiedy pierwsze dźwięki przeniknęły moje receptory
słuchowe i niemal natychmiastowo układ krwionośny – wiedziałem, że to było – jest i będzie doskonałe!

Tak oto, w kilku słowach, lecz mam nadzieję, że wystarczająco jasno, wyjaśniłem, dlaczego „Innuendo”, i podałem kilka powodów, dla których warto poświęcić swój czas i energię, decydując się na współpracę ze mną.